NIE DA SIĘ ZAPOMNIEĆ...

14:32 imaginaryhope 36 Comments


Nie da się zapomnieć... Wszystkich wydarzeń, które miały wtedy miejsce. Czerwiec czterdziestego pierwszego roku... 
Obudziłam się nad rankiem. Słońce. I niezwykła cisza. Niepojęte milczenie. Nikt nic nie mówił. Nikt nie rozmawiał.  Żadnego ruchu na ulicach. Wydawało mi się to dziwne. Nigdy tak nie było. Pamiętam, że dopiero później wszystko zrozumiałam. Wybuchła wojna. Rodzice kręcili gałką radia, a wtedy słowa Mołotowa wszystko potwierdziły.
Zaczęły towarzyszyć mi miliony uczuć. Najbardziej strach rozpędzający się po całym ciele. Nic nie wiedziałam o śmierci. Nikt nie zdążył mi o niej wytłumaczyć. Od razu ją zobaczyłam...

Bomby latające z jakimś dźwiękiem, z wyciem. Te dźwięki były straszne. Karabiny strzelające z samolotów. Człowiekowi w tamtym momencie wydawało się, że wszystkie kule lecą do niego. Najgorsze było to, że nie wiedziałam, jaką niespodziankę niesie mi jutro... Miast już nie było. Niczego nie było. Pozostały tylko ruiny. Ten drewniany domek, który stał zza rogiem, a wokół niego i na parapetach doniczki z kwiatami. Nic po nim nie pozostało. Wszystko było wypalone. Ogień powoli się rozprzestrzeniał, buchając ze wszystkich stron i nie oszczędzając nic, a dym unosząc się wypełniał ulice i przesłaniał niebo...

Widziałam ich. Ludzi uciekających, z pełnymi workami konserw, cukierków. Niosących garnki z cukrem, całe wory mąki. Mijałam też kobiety, biegnące z pełnymi kociołkami mleka. Zbombardowano sklepy, każdy brał jak najwięcej się da. Tylko, że trwała gonitwa czasu. Najgorzej było przetrwać zimę. Zaczął panować głód. Wiosną, żadne drzewa nie wypuściły żadnych liści, zjadaliśmy wszystkie pączki. Zdzieraliśmy nawet korę, zrywaliśmy trawę, by przetrwać. Powtarzano niejednokrotnie: 'byle do jutra'. Była też zupa z pokrzywy. Dokładnie to pamiętam, bo nawet sama ją wtedy zrywałam. Chodziliśmy z rozdętymi brzuchami. Mogłam zjeść nawet kilka litrów tego wywaru i tak się nim nie najadałam. Nieważne, ile by mi go nalali. Chociaż, dobre było i to. Bo tak naprawdę...  Nie mieliśmy nic. Z głodu wewnętrznie czułam w sobie zimno, nieustające straszliwe zimno. A choćbym cokolwiek na siebie nie nałożyła, to nadal było mi chłodno. Nie sposób było się ogrzać. Bardzo chcieliśmy żyć...


Nie wspominam żadnych dziecięcych zabaw. Żadnych figli. W sumie, żadne z dzieci już się nie śmiało. No może z początku, gdy jeszcze nie do końca wiedzieliśmy, co tak naprawdę się dzieje. Ja pamiętam tylko dom dziadka, w którym mieszkaliśmy. Żółty, drewniany, za którym stał płot, a obok niego był piasek. Ten, w którym lepiliśmy babki. Wspomnienia w kolorach, potem jak urywek z jakiegoś filmu. Mnie wynoszą dokądś, krztuszę się dymem, a wszystkie nasze rzeczy, nasz cały dobytek znajdował się na zewnątrz. Wszelkie tobołki, krzesła. Wszystko leżało na ulicy.

Szłam pustą drogą, wokół nie było nic. Żadnych oznak życia. Mama napisała na jakimś kawałku kartki moje nazwisko, imię, rok urodzenia. Włożyła mi do kieszeni i powiedziała: 'Idź' wskazując palcem na pewien budynek. Tam biegały dzieci. Okazało się, że to dom dziecka. Chciała, abym pojechała razem z nimi. Bała się o to, że zginę. Jak każde dziecko rzuciłam się na jej szyję i ze łzami w oczach nie chciałam jej puścić. To była moja mama... Odeszła mówiąc: "Widzisz, tam są drzwi. Pójdziesz i je otworzysz.' Byłam pewna, że będzie to trwać najwyżej kilka dni. Nikt mi nie wytłumaczył, że to może trwać bardzo długo, nawet parę dobrych lat. Długo czekałam. Co noc patrzyłam przez okno budynku domu dziecka. Miałam nadzieję, że ujrzę w nim moją mamę idącą po mnie, miałam nadzieję, że to koniec i już wszystko będzie dobrze. Niestety... Wojna się skończyła. A mamy dalej nie było...

Jeszcze wcześniej, kiedy mieszkałyśmy w domu dziadka, zbieraliśmy się czasem przy stole, patrząc na fotografie ukazujące naszego tatę. Był on na froncie, przychodziły od niego listy skierowane do nas. Rzadko je otrzymywaliśmy, ale grunt, że mieliśmy z nim jakikolwiek kontakt. Po ostatnim odpisaniu na jego wiadomość, odpowiedzi już nie otrzymaliśmy...

Nie, nie da się zapomnieć. Ale ja nie chce tego wszystkiego pamiętać. To jest właśnie najgorsze. Ilekroć staram się, by puścić w niepamięć wszystkie sytuacje, które mnie wtedy spotkały, to i tak wracają do mnie w najmniej odpowiednim momencie. Wszystkie wspomnienia nadal tkwią we mnie. A ja... Ja, pomimo upływu tylu lat, chciałabym, aby mama wróciła, a tato odpisał na mój list. Chciałabym, aby byli przy mnie. Chciałabym poczuć jeszcze chociaż raz, przez chwilę, magię rodzinnego ciepła...

36 komentarze:

NAJBARDZIEJ IDIOTYCZNA ETYKIETA, JAKĄ NARZUCA NAM SPOŁECZEŃSTWO

01:05 imaginaryhope 15 Comments


Kiedy jakiś czas temu odbierałam swój dowód osobisty, czyli oznakę "że jestem dorosła" czułam przerażenie, bo ja wcale się taka nie czułam. Sam wiek niczego nie zmienił, poza kilkoma aspektami, które się "osiąga" wraz z jego nadejściem. Mimo wszystko mentalnie dalej byłam w piaskownicy i mało wiedziałam jeszcze o życiu. Nie wiedziałam jeszcze dokładnie co chcę robić. Co prawda, miałam już pewne plany, ale to nadal były tylko zarysy. 

Osiemnastka, to według mnie trochę taka oklepana etykieta, bo ma się nijak do przystosowania funkcjonowania w społeczeństwie. Zresztą, podobnie jest chyba z każdą inną. O ile z roku na rok nabierasz coraz większy bagaż doświadczeń, bo popełniasz błędy, wyznaczasz sobie priorytety czy twardo walczysz o swoje to wcale nie oznacza, że im bardziej starszy jesteś, tym bardziej powinieneś wysłuchiwać "sugestii" ludzi twierdzących co Ci wypada, a czego nie. Bo wiek to najbardziej krzywdząca etykieta jaka została nam narzucona przez społeczeństwo. Wynikająca z tego, jak wścibscy potrafią być ludzie, którzy aż nadto interesują się życiem innych. Na przykład ja, mając x (nieważne ile) lat słyszę, że powinnam mieć już dziecko. Idiotyzm. Nic nie muszę. Nie przystoi żyć pod schemat, oczekiwaniami innych ludzi, samemu nie wiedząc, czego tak naprawdę się chce. Nie muszę żyć z góry zarzuconą mi fabułą, przez innych. Sama piszę scenariusz. 


O nie, mam 25 lat, muszę już zacząć układać sobie plan, aby wiedzieć, co robić przez resztę życia.
O nie, mam już 30 lat i jestem sama, powinnam już się hajtnąć, a najlepiej z byle kim. Aby szybko. 
O kurde, właśnie stuknęła mi 40, nie zrobię tego i tego, bo przecież jestem już na to za stara.


Kurwa, ludzie. To tylko cyfry. Nie sugerujcie się nimi ani radami od ciotek, bo skończycie przy ołtarzu z osobą, której wcale nie chcecie poślubić; z kredytami, z których nigdy nie wyjdziecie. Przegapicie tyle zajebistych chwil, których nikt za Was nie przeżyje, a to to tylko dlatego, bo ktoś Wam powiedział, że czegoś Wam nie wypada ze względu na Wasz wiek. Nieważne czy macie 20+, 30+ czy 40+ - zawsze możecie zacząć wszystko do nowa. To wasze życie i to Wy decydujecie o każdym Waszym nowym postanowieniu. Jeśli coś jest ok i sprawia Wam radość, to czemu nie? :) Niech nie ogranicza Was nic, zwyczajne i nic nieznaczące pierdolenie ludzi. Z wyjątkiem jednego - starości, kiedy już nie będziecie fizycznie zdolni do zrobienia czegoś. Najważniejsze jednak to czuć się dobrze, niech więc wiek nie będzie Waszą wymówką do spełniania marzeń i podążaniem za celem :)

Znacie może Josefinę Monasterio? 71-letnia kobieta, która jest kulturystką. Zaczęła intensywne treningi dopiero w wieku 59 lat. Jest dowodem na to, że można prowadzić zdrowy tryb życia w każdym wieku i zmienić swoje ciało. Można? Można. Zresztą, jeśli przejrzycie internet zobaczycie, że nie jest jedyna ;)

Czas będzie zawsze uciekał. Tylko, że on nas nie definiuje. 
Definiuje nas to, jak ten czas wykorzystamy. 

15 komentarze:

SKLEP-PRESTO.PL - LISTA PREZENTÓW ŚWIĄTECZNYCH | POSTANOWIENIA NOWOROCZNE

12:22 imaginaryhope 6 Comments

Za każdym razem, gdy zbliża się Nowy Rok, przygotowujemy nową listę postanowień noworocznych. Nauka nowych języków, zgubienie kilku kilogramów, znalezienie lepszej pracy, rzucenie palenia czy zwiedzenie kawałka świata. Problem zaczyna się wtedy, kiedy zderzamy się z rzeczywistością. Wraca codzienna praca, problemy finansowe. Niektórzy walczą jeszcze o swoje marzenia, ale po drodze potykają się o dość znaczące błędy, przez co ich postanowienia muszą zostać zawieszone. Odkładają to na półkę o nazwie "rzeczy do zrealizowania" i czekają na kolejną magiczną datę. Mimo tego i tak po raz kolejny się "złamią" i cele dalej będą tylko pustymi obietnicami. Rozbieżność między stanem aktualnym, a tym, co sobie założyliśmy, jest na tyle rozbieżna, że motywacja z czasem się coraz bardziej obniża... Dlatego dziś przedstawię Wam kilka moich sprawdzonych porad na to, jak zrobić, aby nieudany finał zamierzonych celów nie spotkał Was po raz kolejny.


Rok temu założyłam sobie, że w 2017 muszę zdać prawo jazdy (o którym pisałam tutaj: KLIK) i egzamin zawodowy A26. Jedno jak i drugie zrealizowane. Oczywiście nie ma tak, że to, co sobie zaplanujemy przyjdzie ot tak samo, na każde postanowienie musimy ostro pracować. Niektóre wymagają też od nas mnóstwa wyrzeczeń.

Silna wola to podstawa!
Jeśli jest u Ciebie z tym krucho, to również kruchy będzie Twój wynik. Nie należy to do najprostszych, ale niestety musisz przygotować się na występujące przeszkody i pokusy. Omijaj miejsca, w których możesz być o krok do zaniechania swojego postanowienia. Walter Mischel przeprowadził badania, które wykazały, że aż dwie trzecie społeczeństwa ulega pokusom. Dołącz do grupy tych "lepszych", którzy charakteryzują się mocnym charakterem i silną wolą i zrealizuj swoje zamierzenie. 

Rób to z głową!
Nie zakładaj od razu rzeczy niemożliwych do zrobienia, dopasuj je do swojego trybu życia! To bardzo istotne. Kiedy mówisz "chcę zacząć zdrowo się odżywiać" lub "chcę schudnąć" zacznij od metody małych kroków. Nie katuj się codziennymi treningami, wyznacz np. trzy dni w tygodniu,  w których przeznaczysz 30 minut (lub tyle ile dasz na początek radę) na ćwiczenia. Jeśli nie lubisz takiej formy aktywności, możesz poradzić się na maszyny, wszystko znajdziesz w sklepie sklep-presto.pl! Z własnego doświadczenia polecam orbitrek i rowerek, na których ćwiczę w domu.


LINKI:

W swojej diecie pij więcej wody, zadbaj o regularność spożywania posiłków, zamień dotychczasowe produkty na ich zdrowe zamienniki. Oczywiście możesz zrobić od razu totalną rewolucję w swojej kuchni, ale gwarantuję Ci, że za jakiś czas wróciłbyś do dawnego trybu życia. 

Ponadto zdradzę, że mózg lubi otrzymywać konkretne instrukcje, więc zamiast powtarzania "schudnę" zacznij mówić, że "dziś na śniadanie przygotuję musli" albo "dzisiaj zrobię dłuższy trening, przede wszystkim dla lepszego samopoczucia". 

Wyznacz dokładny termin, stwórz ramy czasowe
Ludzie często porzucają zamierzone rzeczy, często w których trakcie już są. Wszystko za sprawą tego, że nie widzą efektów swoich działań i brakuje im przez to motywacji do dalszej walki. Możesz stworzyć zeszyt, w którym zapiszesz termin od-do i będziesz każdego dnia go uzupełniać. Ilość "produktywnych" dni z pewnością podniesie Cię na duchu.

Moje postanowienia na 2018 rok to między innymi zakup własnego auta, prawo jazdy B+E, dobrze płatna praca za granicą. Zobaczymy co z tego wyjdzie. A wasze? Piszcie w komentarzach!

Jednakże skoro jesteśmy przy postanowieniach zatrzymajmy się także na świętach! Zostało mało czasu, ale jeśli nie macie pojęcia jaki prezent kupić, przygotowałam dla Was listę ze strony sklep-presto.pl, na których znajdziecie mnóstwo ciekawych produktów dla sportowców i nie tylko!

6 komentarze: