GRANICA PRYWATNOŚCI W MEDIACH SPOŁECZNOŚCIOWYCH. GDZIE ISTNIEJE?

21:51 imaginaryhope 12 Comments


Ostatnio zastanawiałam się nad tym, gdzie dla influencera, blogera (jak i dla jego odbiorców), ale także dla osób posiadających inne social media, istnieje granica prywatności. Gdzie jest jej początek, a gdzie koniec. W świecie blogosfery istnieje tak duża ilość blogów, że dla każdego taka granica będzie przebiegać gdzie indziej.

Prowadzę bloga od ponad trzech lat i za każdym razem, kiedy tworzyłam bardziej osobiste wpisy biłam się z myślami, czy to, co chcę, żeby było w nich zawarte nie jest zbyt prywatne i czy powinnam faktycznie tym się podzielić ze swoimi odbiorcami. Dla większości to naturalna kolej rzeczy, jeżeli regularnie tworzą w sieci i osoby, do których trafiają są dla nich ważni. Mimo wszystko, uważam, że pewne informacje nie powinny wychodzić poza naszą prywatną sferę. Tak, mi również zdarzało się udostępniać w mediach społecznościowych wycinki z mojego życia. Opisywałam różne sytuacje, dzieliłam się zdjęciami. Mimo wszystko, nie rozumiem tej całej idei odczuwania potrzeby dzielenia się dosłownie WSZYSTKIM. Każdy ma na to swój sposób. I dla niektórych jest to niestety tak ważne, że prywatność stała się mniej znacząca.

Prywatność w social media
Można powiedzieć, że "filozofia carpe diem weszła na kolejny poziom". Łapiemy każdą chwilę, zatrzymując ją w kadrze i udostępniając w dobie wszechobecnych mediów społecznościowych. Dokumentujemy telefonem absolutnie prawie wszystkie sytuacje czy rzeczy - zaczynając od jedzenia i zdjęć aut, na scenach z życia rodzinnego kończąc. Pokazujemy dosłownie wszystko, co moglibyśmy pokazać. Kiedy nam coś nie wychodzi, kiedy coś jest nie takie jakie powinno być, a chcemy sobie to jakoś zrekompensować, szukamy poklasku. Ktoś nas musi pochwalić albo powiedzieć, że wcale nie jest tak źle. Wylewamy siódme poty na treningach, ale nie tylko dla samego zdrowia i własnego, dobrego samopoczucia. Nie kupujemy kawałka szarlotki dla smaku. Wszystko dla zdjęcia.


Instagram może działać jako źródło inspiracji, bo tu trafiamy na ludzi o zainteresowaniach podobnych do naszych lub czymś nas inspirujących. Ale być może z czasem zauważycie też to, że Instagram nie jest już miejscem do wstawiania zwykłych zdjęć, a prężnie rozwijającym się biznesem i miejscem konkurencji. Tak samo jest ze Snapchatem. Psujemy potwornie relacje międzyludzkie. Jeśli ciekawi was co dzieje się u waszego starego znajomego, którego nie widzieliście od lat, dawniej byście nawiązali kontakt - nie wiem, zadzwonili, napisali list, a dzisiaj wystarczy, że wejdziecie na 'story' i już wszystko wiecie. Nie musicie się nawet odzywać. Chore, prawda?

Nie da się zaprzeczyć, że obecnie żyjemy życiem innych. To już nie te czasy, w których zazdrościł nam tylko sąsiad, bo w sumie tylko on widział, jakiej marki samochód stoi na naszym podjeździe czy to, co tachamy w torbach do domu. Życie życiem innych stało się celem, a dorównywanie im ścigając się w wynikach złotym środkiem. 

Z jednej strony, można powiedzieć, że jeśli ktoś ma szerokie grono odbiorców, to nic dziwnego, że chce zachować wobec nich szczerość, ukazywać swoje życie "bez filtra", dzielić się ważnymi momentami. Nie ingeruje w to, jeśli ktoś tak postrzega, mimo wszystko moim zdaniem sytuacja taka jak choroba, śmierć członka rodziny czy inna rodzinna, życiowa sprawa nie powinna być rzeczą, o której wie cała społeczność. Jestem osobą, która raczej nie mówi aż tak osobistych rzeczy, granica mojej prywatności jest raczej dość wybiórcza. Od razu zaznaczę, że nie chcę wrzucać wszystkich do jednego worka, bo wiem, że każdy może mieć inną opinię na ten temat.


Zdjęcia w profilach społecznościowych
Nic dziwnego też, że coraz więcej osób ma obniżone poczucie własnej wartości i problem z akceptacją swojego wyglądu, skoro wizerunek współczesnej kobiety czy mężczyzny jest nierealny. Dążymy do ideałów rodem z kolorowych okładek magazynów. Zmierza to w tak złym kierunku, ten cały wymóg, żeby być idealnym na każdym ze swoich internetowych profilach. Przeglądamy zdjęcia innych jak kurwa propozycje mebli z katalogu. Dlatego uważam, że dobrze, że wszedł zapis, który mówi, że każde zdjęcie podane obróbce graficznej wykorzystywane w kampanii reklamowej musi mieć specjalną adnotację: Photographic retouchee. I to tak jak na paczkach papierosów - ostrzeżenie w formie czarnego napisu na białym tle. Pamiętajcie, że to Wy ustalacie swój własny kanon piękna; to, czy jesteście z niego zadowoleni, niezależnie od tego, czy odbiega od norm prezentowanych w social media i popkulturze.

12 komentarze:

ZARABIAM PONAD 100 ZŁ ZA GODZINĘ

19:47 imaginaryhope 20 Comments


Mówią, że sztuką jest zarabiać na tym, co się lubi, czyli na swojej pasji. W sumie brzmi nieźle - wstajesz rano i od razu pierwsze co robisz to poświęcasz się swojemu hobby i jeszcze za to dostajesz pieniądze. Żyć, nie umierać, co?

Temat zarabiania na blogu co prawda nie jest już tak kontrowersyjny jak sprzed paru laty, jednakże dalej wywołuje negatywne skojarzenia i emocje. Nie raz słyszałam pytanie: "W ogóle coś zarabiasz na tym blogu?" No bo jak to, pisać tak dla czystej przyjemności. 

Za każdym razem podkreślam, że to nie zyski były powodem do tworzenia wpisów w internecie, bo gdybym tylko tym się kierowała, zapewne nie doszłabym do tego etapu, w którym jestem teraz. Gdybym nie widziała żadnych efektów swojej "pracy" przestałabym publikować, a nie taki był mój cel - od razu byłoby widać, że moja strona powstała tylko dla pieniędzy i na pewno nie trwałabym w blogowaniu ponad trzy lata. 

Zależy mi na tym, by blogosfera rozwijała się w jak najlepszy sposób. Wiem, że większość blogerów nie bloguje dla pieniędzy, w tym również ja. Niemniej jednak, angażując spore pokłady w swój rozwój, zaczęłam zastanawiać się, czy mogłabym z tego uczynić sposób może nie tyle co na pełnoetatową pracę, a na zwyczajny dorobek. Wychodząc naprzeciw wszystkim opiniom uważam, że wcale nie ma w tym nic złego.

Dotychczas odnajdywałam mnóstwo blogów o podobnej tematyce - z własną domeną i grafiką wysokich lotów. I trudno było mi było na początku odnaleźć się w tym wszystkim - i technicznie, i mentalnie, i także finansowo. Szczególnie w tym ostatnim aspekcie miałam duże wątpliwości, czy to co robię ma "ręce i nogi". Dzisiaj wiem, że ma :) Jeśli dana strona ma wartościowe treści, to sama się obroni. Wiadomo, że można się reklamować, ale przecież nie zmusi się nikogo do czytania.


Podobnie jest z innymi zawodami. Bycie "w miarę dobrym" w czymś nie wystarczy. Jeśli powiedzmy chcesz być grafikiem, to każdego dnia musisz przerabiać setki tutoriali, robić retusze i fotomontaże. Jeśli zakładasz bloga, a nie jesteś w stanie napisać chociaż jedno tekstu w ciągu miesiąca - to niestety, ale to raczej nie jest dla Ciebie. 

Dobry blog zyskuje naprawdę dużo propozycji współprac. I to, że dany mój wpis nie jest oznaczony jako "sponsorowany" nie znaczy, że taki nie jest. Ale bądźmy szczerzy - gdybym odpisywała na każdy mail z chęcią współdziałania, z mojej strony stałby się śmietnik. Nie chcę tworzyć gniota, więc odmawiam. Odrzucam niektóre zapytania, piszę po prostu o tym co chcę. Owszem - mogłabym zarabiać więcej, ale czy warto? Stawiając się na miejscu czytelnika, czy chciałabym wchodzić i czytać o "wszystkim i niczym"? Niezupełnie.

Reasumując: Czy w ogóle zarabiam na blogu? Owszem. Każdy może. Jednakże warunek jest jeden: pasja. Dzięki niej będziesz tworzyć teksty, które ludzie będą chcieli czytać. Bez tego nawet nie zaczynaj, bo to nie ma sensu.


I odwołując się do tytułu wpisu - nie, to nie clikbait :) Jednakże chodzi tu tylko o kwestię zarabiania na blogu, a stawka za godzinę nie podlega pełnemu etatu - bo tu częstotliwość wypłat jest zależna od ilości wykonanych zleceń :) W moim przypadku taka kwota wychodzi za godzinę tworzenia tekstu.

Jakie jest wasze zdanie w kwestii zarabiania na blogu? Albo ogółem - w internecie? Jeśli ktoś jest zainteresowany mogę stworzyć oddzielny wpis na temat tego, jak ja zarabiam. Piszcie swoje opinie w komentarzach!

20 komentarze: